Rozdział XI
Siedzieli w knajpce, patrząc na siebie bez słów. Nagle Michał roześmiał się swobodnie.
– To jakiś absurd – wypuścił wstrzymywane z napięcia po-
Ewa dalej milczała. Była… spokojna? Nie, złe słowo. Była zmę-
– Może jakiś dystansik? – Michał spróbował ponownie. – Przestań już tak cierpieć, bo tego nie ścierpię.
Poskutkowało. Dziewczyna odetchnęła głęboko. – A ty przestałbyś lecieć na samych jajkach i mleku. Znowu masz uczulenie.
– Przecież sama mówiłaś, że nabiał dla grupy krwi B…
– Dużo mówiłam. A ty wszystkiego musisz się słuchać?! Uśmiechnęli się do siebie po tym staromałżeńskim dialogu.
– Dziękuję – Ewa wzięła Michała za rękę.
– Tylko nie przesadź teraz w drugą stronę – wiedział już, co się święci, gdy zobaczył szklisty wzrok dziewczyny. – Ech te baby. Z wami to tylko…
Ewa już ryczała jak bóbr. Wyciągnął paczkę chusteczek.
– Widzę, że wszystko przewidziałeś.
– Dobrze widzisz droga przewidywaczko. Przecież znam cię jak… łysą kobyłę.
– Świnia!