I Spotka-nie-na-szczycie
Anielski czas mierzony jest ludzką miłością.
Ludzie rzadko kiedy mierzą anielski czas.
Po co? Skoro jest on nieskończonością...
- Żesz jasny gwint, czy ty widzisz we mnie tylko atrakcyjną dupę do…?! – nie wytrzymała dłużej.
- Oczywiście – uśmiechał się spokojnie, obserwując z rozbawieniem jej wściekłość.

- Żałosne – w jednej sekundzie jej irytacja przeszła w rezygnację. – Niepotrzebnie straciłam tu dwie godziny.
- Po co te nerwy? Uspokój się. Przecież sama mnie prosiłaś o tę rozmowę.
- Można było mi od razu przez telefon powiedzieć, gdzie to wszystko masz – nerwowo zbierała rozrzucone po stole notatki.
- Miło było na ciebie popatrzeć.
- Popatrzeć?! – spojrzała na niego z niedowierzaniem, jak można być takim… Zachowała dla siebie komentarz. I tak po facecie by spłynął. - Nie mam czasu na takie spotkania – ucięła krótko.
Jej zagniewanie bawiło go do tego stopnia, że nie przerywał dialogu.
- Ty jesteś wizjonerką, ja – realistą. Twój projekt w takiej postaci, w jakiej mi go nakreśliłaś, nie ma szans powodzenia. Trzeba by go…
- zunifikować – przerwała mu złośliwie. - Podciągnąć pod zwykłą, tradycyjną imprezę, jakich tysiące było i będzie. Krótko mówiąc, trzeba wylać dziecko z kąpielą, żeby dostrzegł pan, panie prezesie w tym wszystkim jakiś biznes.
- Nie do końca – wtrącił ze śliskim, fałszywym uśmieszkiem, jak wytrawna polityczna szuja.
- Teraz oboje bądźmy realistami – wycedziła z obrzydzeniem, patrząc na jego pucołowatą, gładko wygoloną, niewzruszoną gębę. – Nawet gdybym się z tobą przespała i projekt zostałby zrealizowany, to jego wersja – TWOJA wersja mojego marzenia byłaby dla mnie wstydem i porażką, a nie satysfakcją.
- Ej dziecinko uważaj, co mówisz i pamiętaj, w jakim świecie żyjesz!
- Na szczęście nie w twoim. Nigdy nie zgodzę się na jakiekolwiek zmiany w moim autorskim projekcie, a tym bardziej - na wyrko z tobą.
- Wobec tego szukaj innego sponsora – znudziła go już ta napompowana idealizmem gąska.
- Nie omieszkam.
Gdy wstała, on także odsunął krzesło, by zachować do końca pozory przyzwoitości. Tej zasady się trzymał, gdyż zawsze przynosiła korzyści. W kawiarni było tłoczno i gwarno. Nie podała mu ręki na pożegnanie. Sam ją wziął, zanim się zorientowała i nie odmówił sobie jej pocałowania.
- Szkoda – myślał, patrząc za nią, jak wychodzi z lokalu na ulicę.